Nigdy przedtem nie zetknęłam się z aż tak dużą liczbą obcokrajowców w jednym miejscu. Niezależnie od tego, gdzie się znajdowałam - przy punktach gastronomicznych, na polu namiotowym, gdzie nocowała moja grupa, w tramwajach, czy też w samym Campusie Misericordias - ze wszystkich stron do moich uszu docierało kilka języków. Nie uszło mojej uwadze, jak różnie zachowują się przedstawiciele poszczególnych nacji. Przykładowo Niemcy, z którymi rozmawiałam, nie okazywali zbyt wielu emocji. Amerykanie wręcz przeciwnie - nie szczędzili uścisków dłoni i innych gestów przyjaźni wszystkim wokół. Meksykanie, którzy podczas nocnego czuwania rozbili sobie obóz tuż obok mojej grupy, obdarowali nas pamiątkami ze swej ojczyzny: dziwnym proszkiem podobnym do cukru, o smaku chilli oraz obrazkami Maryi, czczonej w ich regionie. Mile zaskoczony był Francuz, któremu podarowałam swój różaniec. Po spotkaniu z papieżem biegałam tu i ówdzie, zbierając podpisy na biało-czerwonej fladze z napisem "Radom" od wszystkich, którzy nie mówili po polsku i prosząc o możliwość zrobienia sobie z nimi zdjecia. Nie istaniały bariery jezykowe - mówiliśmy niepoprawnie gramatycznie, niekiedy rzucając pojedyncze słowa lub pomagając sobie gestami, ale nie było takiej sytuacji, byśmy nie doszli do porozumienia.
W Krakowie zgromadzili się chrześcijanie, a chrześcijanie to przecież nie tylko katolicy. Odrębność kulturową i wyznaniową można było zaobserwować podczas mszy na Błoniach, kiedy to Komunię Świętą przyjmowano w różny sposób: Włosi wyciągli dłonie po Ciało Pana Jezusa, a dopiero później wkładali biały opłatek do ust. Ciekawe, nieprawdaż? My, Polacy, nie mamy tego w zwyczaju.
"Gdyby wszyscy mieli po cztery jabłka
gdyby wszyscy byli silni jak konie
gdyby wszyscy byli jednakowo bezbronni w miłości
gdyby każdy miał to samo
nikt nikomu nie byłby potrzebny[...]"
Nie, nie jesteśmy tacy sami. Ale możemy się nawzajem ubogacać. Drogę do tego otwiera nam poznawanie innych kultur. Może warto skorzystać z tej nieocenionej szansy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz